timthumb.jpg

W tym roku federację Martina Lewandowskiego i Macieja Kawulskiego czekają jeszcze trzy gale. Wszystkie w systemie pay-per-view. 27 maja Konfrontacja Sztuk Walki odwiedzi Gdańsk, a w drugiej połowie roku planuje po raz kolejny zawitać do Londynu oraz powrócić do Łodzi. Kolejna gala Polsat Boxing Night odbędzie się natomiast w krakowskiej TauronArenie. Rok 2017 może być jednak dla polskiego MMA przełomowy. KSW po raz pierwszy w historii chce zorganizować galę na Stadionie Narodowym. Pomysł, który kiedyś z wielu względów wydawał się nierealny, dziś jest możliwym scenariuszem na drodze rozwoju największej europejskiej federacji.
– Uwierzyłem, że wreszcie spotkali się ludzie, którzy są w stanie doprowadzić do tego bezprecedensowego wydarzenia, o którym będzie mówił cały świat – twierdził nie tak dawno Maciej Kawulski.

Czego zatem możemy się spodziewać? Przekonajcie się sami.

W Warszawie zapewne wystąpiłyby największe gwiazdy KSW. Być może federacja ściągnęłaby wielkie nazwisko spoza Polski. Ostatnio media obiegła informacja o propozycji złożonej przez Macieja Kawulskiego Conorowi McGregor’owi.

O ile propozycja być może i była na swój sposób poważna, o tyle nie do końca realna. To raczej swego rodzaju PR-owskazagrywka, będąca odpowiedzią na ofertę szefów organizacji Fight Nights. Rosjanie zaproponowali McGregorowi dwa miliony dolarów za udział na gali „Emelianenko vs. Maldonado”, która odbędzie się 17 czerwca w Petersburgu. Irlandczyk miałby się zmierzyć na niej z niepokonanym w zawodowej karierze Rasulem Mirzaevem (15-0). Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku, szanse na udział McGregora są jednak minimalne. Zawodnik ma bowiem wciąż ważny kontrakt z UFC, z którego bardzo ciężko byłoby mu się wyplątać.

Wojowników światowego formatu, którzy mogliby wystąpić dla KSW jest jednak sporo. Sytuację ułatwia podpisana w zeszłym roku umowa o współpracy z Rizin FF – japońską organizacją, założoną przez byłego właściciela PRIDE FightingChampionshipsNobuyuki Sakakibarę.

Czy jednak KSW będzie chciało za wszelką cenę ściągać zagraniczną gwiazdę? Niekoniecznie. Polscy kibice utożsamiają się przeważnie z polskimi zawodnikami i na naszym rodzimym rynku to właśnie oni porywają tłumy. Impreza na tak wielkim obiekcie miałaby charakter masowy, a nie stricte branżowy. Można się zatem spodziewać absolutnie topowych walk, ale obsadzonych głównie przez polskich zawodników. Jeżeli Mariusz Pudzianowski pokonałby Marcina Różalskiego, a później wygrał rewanż z Peterem Grahamem i odprawił z kwitkiem jeszcze jednego rywala, to być może zdecydowałby się powalczyć o pas z Karolem Bedorfem. Z biznesowego i wizerunkowego punktu widzenia, byłoby to rozwiązanie godne organizacji gali na Stadionie Narodowym. A ponadto ciekawym posunięciem byłoby rewanżowe stracieKhalidov vs Materla. Wprawdzie włodarze zapowiadali, że – z wielu względów – prędko do tego nie dojdzie, natomiast rok 2017 byłby idealny, aby taką konfrontację ponownie zorganizować. Co ponadto? Może walka o pas Anzhiev vs Kornik? To oczywiście jedynie przykłady – możliwych kombinacji jest bardzo wiele.

Nie chcę się bawić w proroka, czy wybiegać zbyt daleko w przyszłość. MMA to sport nieobliczalny i wiele może się zdarzyć. Jednak jestem raczej przekonany, że włodarze postawią na sprawdzone polskie nazwiska. Mówiąc zatemwprost – będzie na bogato, ale w krajowym wydaniu.

Zresztą zapowiadał to wielokrotnie sam Maciej Kawulski:

Największymi gwiazdami będą po prostu KSW, nasi zawodnicy i stadion. Ludzie są ciekawi, jak pokażemy nasze show na nowej arenie. I ta ciekawość, połączona z kartą walk, będą robić wrażenie – tłumaczył w wywiadach.

Od strony produkcyjnej organizacja imprezy na tak wielkim obiekcie wiąże się ze znacznie lepszymi możliwościami pirotechnicznymi oraz audio-wizualnymi. Będzie znacznie więcej miejsca, by rozstawić ekrany, lepsza akustyka i nagłośnienie.

Należy zauważyć, że jeśli chodzi o sporty walki w Polsce, to nie byłoby to wydarzenie całkiem precedensowe. W 2011 roku na Stadionie Miejskim we Wrocławiu zorganizowano przecież pojedynek Tomasza Adamka z Witalijem Kliczką Wówczas mogący pomieścić 40 tysięcy obiekt, został niemal w całości wypełniony. Ceny biletów na wspomnianą galę wahały się w granicach od 80 do prawie 3000 złotych pod samym ringiem. Nie inaczej byłoby zapewne w przypadkuKSW.

PGE Narodowy na meczach reprezentacji gości ok. 57 tysięcy widzów. Z racji tego, że podczas gali dostawione byłyby miejsca na płytę, pojemność wzrosłaby do niemal 70 000. Czy jednak o takiej grupie docelowej kibiców myślą włodarze największej europejskiej federacji? Myślę, że raczej wypełnione zostałyby sektory o łącznej pojemności ok. 35 tys. Czyli w przybliżeniu dwa razy więcej, aniżeli zapełnia krakowską Tauron Arenę.

Nieuniknione będzie dofinansowanie imprezy z budżetu miasta. Na takiej zasadzie federacja Lewandowskiego iKawulskiego funkcjonuje już od dłuższego czasu, a wsparcia finansowego udzieliły im już m.in. Szczecin czy Kraków. Zważywszy na fakt, że KSW to warszawska organizacja, z siedzibą w stolicy, to wsparcie wydaje się jak najbardziej realne, chociaż częściowo uzależnione od obecnej ekipy rządzącej.

Jeszcze kilka lat temu mało kto przypuszczałby, że zaczynając w maleńkiej sali Hotelu Marriott federacja KSWzorganizuje gale, chociażby w Ergo Arenie. A jednak  się udało. Później wielu sceptyków powątpiewało w podbój Wembley. Dzisiaj kolejnym krokiem stał się Stadion Narodowy. I wiele wskazuje na to, że kolejny punkt na mapie KSWzakończy się wielkim sukcesem…

Tekst ukazał się 1 maja 2016r. na protalu Fightexpert.pl


Muzyka na wejście – zobaczcie, jakie utwory towarzyszą najlepszym zawodnikom świata

W Polsce króluje różnorodność. Mariusz Pudzianowski przez długi czas wchodził do ringu przy dźwiękach Pudzian Band. Od walki z Olim Thompsonem, w głośnikach rozbrzmiewa jednak sformatowany utwór „The Battle” z „Gladiatora”, skomponowany przez żywą legendę, Hansa Zimmera. Mamed Khalidov pozostaje wierny swojemu „Eto Kavkaz” – egzotycznemu, pasującemu do pochodzenia zawodnika. Marcin „Różal” Różalski wybiera utwory specyficzne, ale bardzo inteligentne i refleksyjne – będące odzwierciedleniem światopoglądu fighter’a i ukazujące jego wizję świata. Sam przyznał:  -To była trylogia. Do walki z Paulem Słowińskim wyszedł przy „Witajcie w naszej bajce” z Akademii Pana Kleksa, kolejno do piosenki Jacka Kaczmarka „Do serca przytul psa” i „Dziwny jest ten świat, Czesława Niemena. W walce z Jamesem McSweeney’em towarzyszył mu utwór, zapożyczony z Assassin’s Creed Syndicate. „Różalowi” należy się szacunek, bo swoją postawą promuje najważniejsze wartości – a więc pomoc najbardziej potrzebującym: niepełnosprawnym i zwierzętom. I nie robi tego z dbałości o wizerunek. Jest w tym wszystkim bardzo bezpośredni, bezkompromisowy, szczery i naturalny. Fajnie, że ma odwagę mówić wprost o rzeczach, o których inni – w pogoni za dobrami doczesnymi – kompletnie zapominają.

Chociaż w oczy wieje wiatr, jesteś jak gladiator od lat, mocne charaktery mogą zmieniać ten świat. Nie ma windy, są strome schody – trzeba na nie wejść. Zaciśnij ręce w pięść.” – przy tych frazach chełmskiego muzyka „Łabędzia” wchodził do klatki w swej pożegnalnej walce Paweł Nastula. Wcześniej towarzyszył mu utwór „Na Dnie”, znanego polskiego rapera Peji. Oba bardzo wymowne – nawiązujące do dzieciństwa – pokazujące jak wielką i ciężką drogę przeszedł polski wojownik, by stać się żywą legendą sportów walki. Borys Mańkowski wybrał „Heartbeat” (Chase & Status Remix), z kolei Szymon Bajor wchodzi do utworu Budki Suflera „Tylko dla orłów”. Karolowi Bedorfowi towarzyszy zawsze spokojna, wręcz…melancholijna kompozycja „Kiara”, angielskiego muzyka Bonobo – bądź co bądź zapowiadająca luz, opanowanie i dyscyplinę taktyczną szczecińskiego Berserkera.

W kanonie polskiej muzyki motywacyjnej nie może zabraknąć także Soboty – polskiego rapera, twórcy utworów „Do góry łeb” i „Do góry łeb 2”. Oba już dawno, w szczecińskich siłowniach i klubach, stały się niejako hymnami sportów walki i ciężko znaleźć osobę, której nie zmotywowałoby do sumiennego treningu.

A w polskim boksie? Andrzej Gołota do swej pożegnalnej walki – zorganizowanej przez NW Promotions – wyszedł przy akompaniamencie Projektu Nasłuch – Syzyf. Wcześniej mogliśmy usłyszeć m.in. Oddział Zamknięty, Kanyego West’a, a także…hymn Polski.

Przemysław Saleta utwory wybierał różne. Do pożegnalnej walki z „Góralem” zdecydował się na „Wizje”, rapera Miuosha. Wcześniej – walcząc z Gołotą – wybrał ‘The Game – My life”. Z kolei do pojedynku z Marcinem Najmanem wychodził w rytm Ноггано ft. Крестная Семья – Жульбаны . Tomaszowi Adamkowi towarzyszył zawsze Funky Polak.

W przypadku Rafała Jackiewicza, czy Dawida Kosteckiego, decydującą rolę często odgrywał element humorystyczny. Ten pierwszy potrafił wybrać „Pszczółkę Maję”, Zbigniewa Wodeckiego, czy „Ostatni raz zatańczysz ze mną”, Krzysztofa Krawczyka. Z kolei „Cygan” na Polsat Boxing Night wyszedł do ringu przy „Bałkanicy” zespołu Piersi. Sean McCorkle, podczas KSW 24, chcąc zrobić niespodziankę polskim kibicom wybrał ‘Ona tańczy dla mnie”, zespołu Weekend.

Krzysztofowi Włodarczykowi od zawsze towarzyszą grzmoty (AC/DC – Thunderstruck). To bardzo popularny utwór. Niemniej chyba niż legendarne „Eye of the tiger”, zespołu Survivor. Warto dodać, że równie często wybiera go niedawny rywal w MMA „Pudziana”, Peter Graham – obecny mistrz świata w boskie federacji WBF i WBO Asia-Pacific.

Nie mniej różnorodnie jest za granicą. Mirco „CroCop” Filipović, czy Atilla Vegh (były mistrz organizacji Bellator) wchodzili do ringu przy utworze zespołu Duran Duran „Wild Boys”. Władimir Kliczko wybrał Red Hot Chili Peppers – Can’t Stop, z kolei jego brat: „piekielne dzwony” – AC/DC – Hell’s Bells. Czasem jest tak, że muzyka na wejście jest rodzajem manifestu – przesłania. Tak było w przypadku Matta Horwich’a, któremu niemal zawsze towarzyszyła piosenka „Society” – Eddiego Vedder’a. Zresztą takim przesłaniem są również niejednokrotnie utwory płockiego barbarzyńcy,„Różala”…

Marcin Szymański

Muzyczny alfabet sportów walki

 

A

Tomasz Adamek:

Funky Polak – Pamiętaj (m.in. Andrzeja Gołoty)

Funky Polak – Jestem jak strzała (do Nagy’ego Aguilery)

Devon Alexander: Eminem Ft. Lil Wayne – No Love

Firat Arslan:

Nas ft. Puff Daddy – Hate Me Now (do Marco Hucka)

Cashmo – Wenn ein Löwe kämpft (do Marco Huck II)

Ola Afolabi: Wale feat. Travis Porter – One Eyed Kitten Song (do Marco Huck III)

 

B

Riddick Bowe:

Bruce Springsteen – Born In The USA (do Andrzeja Gołoty II)

Phil Collins – In The Air Tonight (do Evandera Holyfielda I)

Lamon Brewster: Bad Company – Bad Company (do Kliczki II)

O’Neil Bell:Sizzla – Like us feat Nikkita ( do Adamka)

Kell Brook: Kanye West feat. Rihanna and Kid Cudi – All Of The Lights

Shannon Briggs: Marvin Gaye – Let’s Get It On i Teddy Pendergast – Love TKO (obydwie do około 20 walk)

Lucian Bute: Nickelback – When We Stand Together (do Carla Frocha)

Ricky Burns: Elysium – I Go Crazy (do Kevina Mitchella)

Adrien Broner: French Montana – Ain’t Worried About Nothin (do Paul Malignaggi)

C

Mariusz Cendrowski: Lady Pank – Mała Wojna (Damiana Jonaka)

Rob Dougan – Chateau (do Bernarda Donfacka)

Dereck Chisora: LL Cool J – Mama Said Knock You Out (do Witalija Kliczki)

Joe Calzaghe: Joe Hayde – Unbeaten (do Mikkel Kessler i do Bernard Hopkins)

Steve Cunningham: Wiz Khalifa – Work Hard Play Hard (do Tomasz Adamek II)

Manuel Charr: Massiv – The Diamond Boy 2012 (do Vitali Klitschko)

Krzysztof Cieślak: Three 6 Mafia – It’s a Fight (do Ariela Krasnopolskiego)

D

Chad Dawson:

James Brown – The Payback (do Bernarda Hopkinsa II)

50 Cent – New Day ft Dr Dre & Alicia Keys (do Andre Warda)

Bernard Donfack: Mary J. Blige – Take Me As I Am (do Mariusza Cendrowskiego)

E

Chris Eubank: Tina Turner – The Best (do Graciano Rocchigiani)

F

Carl Froch:

Robert Tepper – No Easy Way Out (do Luciana Bute)

The Script – Hall of Fame ft. will.i.am (do Yusafa Macka)

Oasis – Morning Glory (do George Groves)

Vernon Forrest: Jermaine Dupri feat. Ludacris – Welcome To Atlanta (do Shane Mosley)

Jaccobe Fragomeni „Master of Puppets” (do Włodarczyka)

Andrzej Fonfara: Hemp Gru feat. Hudy, Suja – Cudowny dzieciak (do Tommy Karpency)

Tyson Fury: Phil Collins – In The Air Tonight (do Vinny Maddalone)

G

Andrzej Gołota: Kanye West – Stronger (do Adamka)

Usher – Yeah (do Brewstera)

Santana – Smooth (do Granta)

Baha Men – Who Let The Dogs Out (do Tysona)

Arturo Gatti: AC/DC – Thunderstruck

Danny Green: Men at Work – Down Under

Michael Grant: Mary Mary – Shackles (Praise You) (do Lennoxa Lewisa)

Gennady Golovkin: The White Stripes – Seven Nation Army

Edmund Gerber : 50 Cent ft.Justin Timberlake – Ayo Technology (Do Michaela Sprotta)

H

Evander Holyfield: KM feat. Tenise A. and Jahyut – Bomaye

Marco Huck:

Scorpions – Raised on Rock (do Lebiediewa)

DJ Wex – Electro Balkan (do Povetkina)

Udo Lindenberg – Der Exzessor (do Firata Arslana)

Doro – Raise Your Fist In The Air (do Firat Arslan II)

Cidinho & Doca – Rap Das Armas (Parapapapa) (do Oli Afolabegoi II)

Wayne Beckford – Dynamite (do Ola Afolabi III)

Bernard Hopkins:

Kanye West – Power (do Dawsona I)

  1. Kelly – Bad Man (do Chada Dawsona II)

Naseem Hamed: Micheal Jackson – Thriller (do Wayne Mccullough)

Audley Harrison: Phil Collins – In The Air Tonight (do Davida Haye)

I

Prince Anthony Ikeji: D’Banj – Oliver Twist (do Paweł Kołodziej)

J

Damian Jonak:

Bezimienni – Walka

Bezimienni – Idź i walcz !! (do Jacksona Osei Bonsu)

Łukasz Janik: Kuba T – Jedziesz Po Zwycięstwo

Rafał Jackiewicz: CowdeR- Waleczne serce

Roy Jones Jr:

Bone Thugs-N-Harmony – Thuggish Ruggish Bone (do Toney’a)

Scarface- On My Block (do John Ruiz’a)

Jay- Z- Run This Town (do Danny Green’a)

Roy Jones Jr- Heart Of A Champion (do Denisa Lebedeva)

Zab Judah: 50 Cent – God gave me style

K

Dawid Kostecki: Firma – Czas na walkę

Władimir Kliczko: Red Hot Chili Peppers – Can’t Stop

Witalij Kliczko: AC/DC – Hell’s Bells

The Eagles – Hotel California (do Corey Sandersa)

Amir Khan: Mr. Capone-E – Amir Khan Ring Entrance (do Judah)

Paweł Kołodziej:

Bill Conti – Going The Distance (do Ilie)

Del Shannon – Runaway (do Cesar David Crenz)

Mikkel Kessler: Volbeat – A Warrior’s Call (do Briana Magee)

L

Lennox Lewis:

Bob Marley – Crazy Baldheads (do Evandera Holyfielda I, do Evandera Holyfielda II, do Tysona, do Henry Akinwande, do Fransa Bothy i do Donovana Ruddocka)

Fugees – The Score (do Ray’a Mercera)

Capleton – Who Dem (do Davida Tuy)

James Brown – Payback (do Hasima Rahmana II i do Olivera McCalla II)

Sly & Robbie – The Good, The Bad & The Ugly (do Michaela Granta, do Andrzeja Gołoty, do Shannona Briggsa i do Zeljko Mavrovica)

Denis Lebiediew: Niebieskie Berety – Błękit

M

Mateusz Masternak: Kult – Knajpa Morderców

Łukasz Maciec: 4P-Mam biało-czerwone serce (Polsat Boxing Night)

Oliver McCall: Lenny Kravitz – Bring It On (do Marcin Rekowski)

Shane Mosley:

LL Cool J. -Mama Said Knock You Out (do Pacquaio)

Eminem – Till I Collapse (do Floyda Mayweathera Jr.)

Antonio Margarito: Toker (Brownside) – El Tornado de Tijuana

Floyd Mayweather Jr: The O’Jays – For the Love of Money (do Shane’a Mosley’a)

Sergio Martinez: Papa Roach – Last Resort (do Alexa Bunemy)

Brian Magee: AC/DC – Back in Black (do Mikkela Kesslera)

Vinny Maddalone: Bill Conti – Gonna Fly Now (do Tysona Fury’ego)

Kevin Mitchell: Missing Andy – Made In England (do Ricky’ego Burnsa)

Paul Malignaggi: Toto Cutugno – L’italiano (Remix) (do Adrien Broner)

Brian Minto: Gym Class Heroes: The Fighter ft. Ryan Tedder (do Artur Szpilka)

N

Marcin Najman: Liroy – L Testosteron (Nie do zdarcia)

O

P

Manny Pacquaio:

Survivor – Eye Of The Tiger (do Mosley’a)

AC/DC – Thunderstruck (do Cotto)

Grzegorz Proksa: Daddy Yankee – La Señal (do Sylvestra)

Aleksander Powietkin: Nikołaj Jemielin – Ruś

Dmitry Pirog: Lynyrd Skynyrd – Hell or Heaven (do Nabuhiro Ishida)

Francisco Palacios: Mexicano 777 – Ponte Bruto (do Krzysztofa Włodarczyka II)

Francesco Pianieta: 300 Violin Orchestra-Jorge Quintero (do Władimira Kliczki)

R

Hasim Rahman: DMX – Ain’t No Sunshine (do Lennox’a Lewisa I)

Marcin Rekowski: Faith No More – Ashes To Ashes (do Oliver McCall)

Mickey Rourke: Guns N’ Roses – Sweet Child o’ Mine

Graciano Rocchigiani: Queen – The Show Must Go On (do Chrisa Eubanka)

S

Przemysław Saleta: Liroy – Mano-a-Mano

Artur Szpilka:

Firma – Uliczne pięści (do m.in. Owena Becka, Tarasa Bidenki)

Złe Psy – Polska (m.in. do Briana Minto, Bryanta Jenningsa)

Sebastian Sylvester: Scorpions – Rock You Like A Hurricane

Felix Sturm: Enigma – Hello and Welcome (do Maselino Masoe)

Linkin Park – Bleed It Out (do Sebastiana Zbika)

John Scully: Vanilla Ice – Ice Ice Baby (do Jose Very)

Robert Stieglitz: DJ Ötzi – Du bist es (do Arthura Abrahama)

Kamil Szeremeta: Within Temptation – Angels (do Roberta Talarka)

Andrzej Sołdra: GrubSon – Na szczycie (do Bartłomieja Grafki)

Dariusz Sęk: Raggafaya – Cała sala (do Robert Woge)

T

Mike Tyson:

DMX – Intro (do Francoisa Bothy)

DMX – What`s My Name (do Lennoxa Lewisa)

James Toney:

Above The Law- Black Superman (do Jonesa)

VIA SIRIUS – „It’s alright” (do Lebiediewa)

Jermain Taylor: Phil Collins – In The Air Tonight (do Bernarda Hopkinsa)

Tony Thompson: Busta Rhymes – We Made It ft. Linkin Park (do Wladimira Klitschko)

U

W

Krzysztof Włodarczyk: AC/DC – Thunderstruck

Andrzej Wawrzyk: Erkan-Gladiator_techno

Nikołaj Wałujew: Sunrise Avenue – Fairytale Gone Bad

Piotr Wilczewski: Hurt – Załoga G

Andre Ward: Flame – Show Out feat. Lecrae (do Chada Dawsona)

Mariusz Wach: Prime Prophecy – Viking (do Wladimira Klitschko)

Z

Maciej Zegan: Ascetoholix – Chcemy Wojny

 

Tekst ukazał się 13 kwietnia 2016r. na Figtexpert.pl


pbn

Trzeba się usunąć i zająć rodziną. Nie chciałbym, żeby w ringu coś mi się stało, mam, dla kogo żyć. Zrobiłem dużo dla polskiego boksu, ale sport się zaczyna i się kończy – mówił w 2014r. po przegranej walce z Arturem Szpilką, „Góral” z Gilowic. W międzyczasie pożegnał z zawodowym boksem Przemysława Saletę. W sobotę, na gali Polsat Boxing Night ponownie spróbuje powrócić do wielkiego sportu. Jego rywalem będzie 34-letni Eric Molina. Dla Adamka to ostatni dzwonek (‘the final call’) na powrót do poważnego pięściarstwa w wadze ciężkiej – stawką będzie zwakowany pas IBF Inter-Continental, a także przepustka do poważniejszych ringowych batalii. W przypadku porażki polski zawodnik zapowiedział definitywne zakończenie kariery pięściarskiej.

 

Adamek udanie zakończył sesje sparingowe przed walką z Moliną, a jego amerykańscy sparingpartnerzy – Travis Walker i Earl Newman – chwalili postawę „Górala”. Bokserzy zgodnie przepowiadają wygraną w zbliżającym się pojedynku. Pewny zwycięstwa jest też rywal Polaka. – Jestem w życiowej formie zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Zobaczycie to w ringu. Mam nadzieję, że wyciągnę z Adamka wszystko, co najlepsze i stworzymy wspaniałe widowisko – zapowiadał kilkukrotnie.

Postawa środowiska pięściarskiego w Polsce jest jednak bardzo brutalna. Wiele osób życzy Adamkowi porażki, twierdząc, że organizowanie takiej walki nie ma żadnego sportowego sensu. Innymi słowy sugerują, że wielka polska telewizja powinna skupić się na promowaniu młodych zawodników, zamiast zbijać grube miliony na zasłużonych weteranach. Prawa rynku są jednak brutalne. Jeżeli pay-per-view ma się sprzedać, to galę musi firmować nazwisko, które przyciągnie przed telewizory masy ludzi.

Sam Marian Kmita przyznał, że pożegnaliśmy już godnie Andrzeja Gołotę i Przemysława Saletę. Adamek – to jedno z ostatnich nazwisk w wadze ciężkiej, które przyciągnie przed telewizory tłumy kibiców.

Czego zatem możemy się spodziewać w sobotnim pojedynku? Naprawdę ciężko powiedzieć. Każdy scenariusz jest możliwy i w tym wypadku nie jest to stwierdzenie banalne. Bez wątpienia Eric Molina nie jest jakimś wielkim mistrzem, ale to solidny wojownik, dosyć uniwersalny i zróżnicowany – potrafiący boksować ostrożnie i asekuracyjnie, ale z drugiej strony dynamicznie i ofensywnie. Jest zdecydowanie lepszy w ataku, aniżeli w obronie. Nie ulega wątpliwości, że także Adamek jest znakomicie przygotowany – zarówno w aspekcie szybkościowym, jak i wydolnościowym. Możemy zatem oczekiwać, że „Góral” już od pierwszych rund narzuci bardzo wysokie tempo. Miło byłoby zobaczyć otwarty boks, pozbawiony wyrachowania i kunktatorstwa. Ostatnią poważną walkę Adamek stoczył przeciwko Arturowi Szpilce. Na tle Przemysława Salety wyglądał bardzo świeżo i dynamicznie. Pamiętajmy jednak, że nie był to miarodajny sprawdzian umiejętności. Po walce sam Tomek przyznał: –Wróciły moje atuty. Tym razem, podobnie jak ostatnio, wojownik z Gilowic miał bardzo dobry obóz przygotowawczy – przy organizacji którego – pomógł mu Mateusz Borek. Oczywistym jest fakt, że sparingi nie są do końca wiarygodnym testem umiejętności zawodnika – jednak teraz możemy liczyć na zdecydowanie lepszą dyspozycję Adamka, aniżeli w walce przeciwko „Szpili”.

Polsat Boxing Night to pod względem wizerunkowym gala absolutnie światowego formatu. Przede wszystkim, dlatego, że za stronę produkcyjną odpowiadają włodarze KSW. A nie da się ukryć, że odpowiednia oprawa jest kluczowa dla dobrego odbioru widowiska. Sam Maciej Kawulski przyznał, że to efekt wielomiesięcznej pracy setki ludzi. Właśnie po to, by bohaterowie byli odpowiednio przedstawieni, a światło, pirotechnika i multimedia doskonale odzwierciedlały emocje towarzyszące sportowemu świętu. Dzięki tym wszystkim czynnikom, walki pamięta się jeszcze dłużej. Kibice wybierający się na Polsat Boxing Night kupują bilety nie tylko pod kątem sportowym, ale też żeby przeżyć wielką produkcję telewizyjną. To nie ulega wątpliwości. Problem w tym, że polski boks zawodowy pomału przestaje kreować w wadze ciężkiej nazwiska, które mogłyby porwać tłumy. Poziom sportowy, nie zawsze dorównuje jakości „eventu”. Dwie niezapomniane legendy: Andrzej Gołota i Przemysław Saleta odeszły już na zasłużoną sportową emeryturę. W zeszłym miesiącu karierę zakończył Albert Sosnowski. Kibiców nie porwie Mariusz Wach, słabo rokuje z kolei Krzysztof Zimnoch. Największą szansę ma charyzmatyczny, ale krnąbrny i nieprzewidywalny Artur Szpilka. Pytanie, jak wielu kibiców będzie chciało się z nim utożsamiać? Szef Sportu Marian Kmita zapowiedział dwie wielkie gale w 2016 roku. Obie w krakowskiej Tauron Arenie. Jednego możemy być pewni – zostało i zostanie zrobione wszystko, aby Tomasz Adamek wyszedł z sobotniego pojedynku zwycięsko. Cokolwiek to subiektywnie będzie oznaczać…

***

„Górala” z Gilowic można lubić albo nie lubić. Wielu kibicom podpadł swoją aktywnością polityczną. Sporo osób krytykowało go za zmianę kategorii wagowej. Braki w cechach pięściarza wagi ciężkiej zastępował szybkością i ambicją. Miał własny styl walki, oparty na dynamicznym boksowaniu seriami. Adamkowi należy się jednak szacunek z samego faktu, że reprezentuje Polskę i jest jednym z niewielu narodowych „brandów”, rozpoznawalnych na całym świecie. Ewentualna porażka nie przekreśli jego zasług dla polskiego sportu. Te są niebagatelne: mistrzostwo świata IBF i IBO w kategorii junior-ciężkiej oraz WBC w kategorii półciężkiej, medal mistrzostw Europy amatorów, międzynarodowe mistrzostwo Polski, zajęcie 2. miejsca w 2005 i 4. w 2006 roku w plebiscycie na najlepszego sportowca Polski.

W sobotę stanie przed kolejną szansą na zdobycie pasa mistrzowskiego, może mniej prestiżowego, ale przede wszystkim odpowie sobie samemu na pytanie, czy chce się jeszcze bawić w ten biznes….

Smutne urodziny i samotne święta, długie rozmyślania tęsknota przeklęta,
Listy z domu pytania te same – wrócę czy zostanę (zostanę) ?

Mój typ: Niejednogłośna wygrana Adamka na punkty (the split decision)

Z Krakowa dla Fightexpert.pl

Marcin Szymański

Tekst ukazał się 02.04.2016r. na Fightexpert.pl


37409

Zarabiają ogromne pieniądze, mają w swoich składach najlepszych piłkarzy świata, za których płacą grube miliony. Wiele spośród czołowych europejskich klubów piłkarskich zmaga się jednak z kolosalnym zadłużeniem. Powody zaległości finansowych są różne, częstokroć stanowiąc należności wewnętrzne, niemające w praktyce większego wpływu na płynność funkcjonowania klubów. W środowisku sportowym mówi się, że „wyjście na zero” w piłkarskim biznesie to sukces. Czy rzeczywiście tak jest?

Różne przyczyny finansowych zaległości 

  1. Zadłużenie przez nowych inwestorów
    Pierwszą grupę problemów stanowią zagraniczni inwestorzy, którzy chcąc przejąć dany zespół, wprowadzają go najpierw w długi. Przykładami mogą być Liverpool czy Manchester United. W 2005 roku bracia Glazer kupili MU na kredyt pod zastaw klubu, który dopiero zamierzali nabyć. Z własnej kieszeni wyłożyli 275 milionów funtów, natomiast 790 milionów pożyczyli. Skutkiem tego rocznie musieli spłacać ok. 40 milionów z bieżących przychodów klubu, co negatywnie wpłynęło na jego finanse. Tylko w sezonie 2009/10, „Czerwone Diabły” zanotowały 79,6  miliona funtów deficytu! Tak samo w przypadku Liverpoolu zrobili George Gillet i Tom Hicks. Jednak, gdy w minął termin spłaty 237 milionów funtów, zarząd przegłosował sprzedaż klubu firmie New England Sports Venture za 300 milionów.
  2. Pożyczki udzielone przez właściciela
    Tutaj na samym szczycie jest Chelsea, a konkretnie miliarder Roman Abramowicz. Rosjanin nie daje jednak swojemu klubowi pieniędzy w formie darowizny, ale jako nieoprocentowaną pożyczkę. Wszelkie sumy przekazywał klubowi za pośrednictwem spółki Chelsea Limited, z której trafiały do Chelsea FC plc, którą to firmą z kolei zarządzała Chelsea FC. Na podobnej zasadzie funkcjonowała krakowska Wisła – której pożyczek z konta Tele-Foniki udzielał Bogusław Cupiał – czy warszawska Legia za czasów ITI.
  3. Wielkie kredyty na budowę nowych stadionów
    Dwa skrajnie odmienne przypadki to Valencia i Arsenal. Hiszpanie wzięli się za budowę nowego Estadio Mestalla, ale okazało się, że przerasta to ich możliwości. Budowa została wstrzymana w 2009 roku, gdy tylko firmom budowlanym Bertolin i FCC klub był winien 50 milionów euro, a łączna suma długów zbliżała się do 600 milionów. Klubowi groziło bankructwo.

Zgoła inny, aczkolwiek pozytywny był przykład Arsenalu. „Kanonierzy” musieli pożyczyć sporą sumę pieniędzy na budowę Emirates Stadium. Rzecz jednak w tym, że poza kredytem w banku Arsenal – jako pierwszy klub w Europie – sprzedał obligacje, z 25-letnim terminem wykupu. Dzięki temu roczny koszt obsługi długu ograniczono do około 20 milionów funtów.

  1. Życie ponad stan
    Częstokroć przyczyną rosnącego zadłużenia jest wydawanie pieniędzy ponad swe możliwości. W praktyce przekłada się to na nietrafione zakupy piłkarzy, sztuczne windowanie cen, płacenie wygórowanych kontraktów etc.

UEFA grozi palcem

Na przekór rosnącemu zadłużeniu wyszedł Michel Platini, kreując ideę finansowego Fair Play. UEFA zaznacza, że nikt nie zakazuje jednak klubom wydawać dużych pieniędzy na transfery zawodników. Wydatki muszą jednak być zbilansowane. Można to zrobić w różny sposób – sprzedając piłkarzy, prawa telewizyjne, koszulki czy bilety. UEFA określa limity deficytu budżetowego, którego przekroczenie będzie wiązało się w konsekwencjami dla klubów. Idea ma na celu do 2017 roku uzdrowić finanse europejskiej piłki. Wcześniej najbardziej zadłużone kluby świata zostaną poddane dwóm okresom kuracji. Pierwszy w latach 2011-2014 to etap przejściowy. Drugi, w latach  2014-2017,  teoretycznie wiąże się już z większymi wymogami. Klubom, które nie spełnią wymogów UEFA od sezonu 2013/14 grożą już sankcje w postaci zakazu transferów lub wykluczenia z europejskich pucharów.

A w Polsce…

Na razie naszym ligowcom sankcje UEFA skorelowane z długami nie grożą. Rywalizujemy, bowiem w… nieco innej lidze finansowej. Budżety większości krezusów są w granicach dopuszczalnego poziomu strat.

***

Najbardziej zadłużone kluby Europy
1. Manchester United – 845 mln euro
2. Chelsea – 827 mln euro
3. Valencia – 591 mln euro
4. Liverpool – 414 mln euro
5. Real Madryt – 349 mln euro
6. Barcelona – 322 mln euro
7. Roma – 320 mln euro
8. Schalke – 276 mln euro
9. Arsenal – 240 mln euro
10. Fulham – 234 mln euro

Tekst ukazał się 3 września 2015r. na portalu 2×45.info


37094

Akademie piłkarskie w Polsce – kamień węgielny profesjonalnego futbolu

2015-08-21 18:12:41

Prowadzenie akademii daje klubowi możliwość redukcji kosztów przeznaczonych na transfery oraz – co najważniejsze – zapewnia obserwację potencjalnego zawodnika od najmłodszych lat. Tym samym wszyscy wiedzą jakie są jego mocne i słabe strony, a co za tym idzie klub nie kontraktuje „kota w worku”.

Akademie piłkarskie, szkolące futbolowy narybek, od lat funkcjonują przy zachodnich, profesjonalnych klubach sportowych. Częstokroć ich filie możemy obserwować w mniej lub bardziej egzotycznych krajach. I tak na przykład szkółki asygnowane logo FC Barcelona znajdują się m.in. w Egipcie, Japonii, Brazylii, Indiach czy na Dominikanie. W Polsce system szkolenia młodzieży powoli się rozwija. Wielu właścicieli dojrzało do wniosku, że akademia z prawdziwego zdarzenia jest podstawą profesjonalnie prowadzonego klubu. Po latach wychowanek może być przecież przeniesiony do dorosłej drużyny klubowej lub sprzedany za całkiem rozsądne pieniądze. Jak to w praktyce wygląda w Polsce?

Różne formy działania 

Jakiś czas temu, na otwarcie ośrodków szkoleniowych zdecydowały się Wisła Kraków i Korona Kielce. Ponadto akademie piłkarskie prowadzą m.in. Legia Warszawa, Zagłębie Lubin, Śląsk Wrocław, Lech Poznań, Jagiellonia Białystok czy też Lechia Gdańsk. Mogą one funkcjonować:

  1. a) jako fundacje (Akademia Legii)
    b) jako części spółki (Zagłębie Lubin)
    c) stowarzyszenia, które wcześniej prowadziły drużyny seniorskie przed awansem do Ekstraklasy lub zostały po nim założone;
    d) w oparciu o system franczyzowy. Przykładami mogą być prowadzona w Warszawie FCBEscola Varsovia czy też akademie pod patronatem Juventusu. Na tej samej zasadzie działają m.in. szkółki zrzeszone w sieci Football Academy.
    e) po założeniu przez byłych piłkarzy, np. Piotra Reissa, który w sieci akademii piłkarskiej, ma ponad 70 oddziałów w całej Wielkopolsce.

Czy to się opłaca? 

Akademia piłkarska Zagłębia Lubin ma pod swoją opieką 1200 dzieciaków. 800 młodych adeptów futbolu trenuje w placówce FCBEscola Varsovia. W akademii „Wojskowych” szkoli się 250 zawodników. Kolejny tysiąc trenuje w klubach partnerskich Legii. W sieci prowadzonej przez Piotra Reissa uczy się 3300 dzieciaków. W zajęciach organizowanych przez placówkę Wojciecha Kowalewskiego bierze udział 160 dzieci. Podobnie jest w przypadku szkółki funkcjonującej przy Śląsku Wrocław. 270 zawodników trenuje w akademii Wisły Kraków. Nabory są zwykle prowadzone dwa razy w roku. Przeważnie stosowany jest jednak nabór ciągły – oznacza to w praktyce, że dołączyć można w każdej chwili.

Przy takiej liczbie dzieci nietrudno znaleźć talent, który później można sprzedać za rozsądną kwotę. Zwykle przewyższa ona roczny budżet akademii. Sztandarowym wręcz przykładem jest Dominik Furman, w którego przypadku, przy transferze do Tuluzy, kwota transferu miała opiewać na 2,7 miliona euro. Co więcej, prowadzenie akademii daje klubowi możliwość redukcji kosztów przeznaczonych na transfery oraz – co najważniejsze – zapewnia obserwację potencjalnego zawodnika od najmłodszych lat. Tym samym wszyscy wiedzą jakie są jego mocne i słabe strony, a co za tym idzie klub nie kontraktuje „kota w worku”. To bez wątpienia znaczne atuty, należy jednak pamiętać, że na prowadzeniu akademii ciężko dorobić się znaczących pieniędzy. Tego typu placówki mogą liczyć na przychody w postaci składek od rodziców, środków miejskich I tego, co otrzymają od sponsorów. Jeżeli funkcjonują jako organizacje pożytku publicznego, mogą liczyć na odpisanie 1% podatku przez osoby fizyczne.
Bogate zaplecze, czyli trenuj jak zawodowiec 

Na uwagę zasługują kompleksowe możliwości rozwoju. Przyszli piłkarze nie tylko trenują jak zawodowcy. Do ich dyspozycji są również, w większości przypadków, siłownia, opieka fizjologiczna i rehabilitacyjna. Ponadto, niektóre akademie mają podpisane umowy partnerskie z centrami medycznymi. Częstokroć również, jak w przypadku Akademii Piotra Reissa, z młodymi zawodnikami pracuje psycholog sportowy.

Niejednokrotnie szkoły stawiają na naukę języków – i tak np. w Legii chłopcy mogą uczyć się angielskiego, a w FCBEscola Varsovia hiszpańskiego. Dla dzieci najzdolniejszych oraz pochodzących z biednych rodzin – przewidziane są stypendia. Nota bene, swojego czasu w Akademii Piłkarskiej Reissa powstał projekt, w ramach którego dzieci z najbiedniejszych rodzin mogą trenować za darmo. Są one wybierane przez ośrodki opieki społecznej w danym mieście.

Zagraniczni trenerzy

W warszawskiej Legii i Zagłębiu Lubin wkład w system szkolenia mieli obcokrajowcy. Przy Łazienkowskiej za program nauki chłopców w wieku 6-12 lat odpowiada Andy Sasimowicz, który pracował w akademiach Manchesteru United, Evertonu czy Leeds United.

Z kolei w lubińskim Zagłębiu był to do niedawna Holender Richard Grootscholten – współkreator akademii Sparty Rotterdam. Na stanowisku zastąpił go Krzysztof Paluszek. Naturalnie tego typu współpraca nie oznacza przeniesienia kalki wzorców zachodnich do Polski. Warto jednak czerpać wiedzę od bardziej doświadczonych i utytułowanych wzorców.
Ile to kosztuje? 

Miesięczna składka to w przypadku akademii Korony Kielce 65 do 75 zł. (wszystkie dane na rok 2014). Kwota zależy od lokalizacji i liczby powstałych grup wiekowych. Składka podstawowa w Wiśle Kraków wynosi 200 zł. W akademii Śląska Wrocław składka to 70 zł, płacą ją zawodnicy kategorii żak, orlik, młodzik i trampkarz. Chłopcy kwalifikujący się do kategorii junior młodszy i starszy są zwolnieni z opłat. Trenujący w Akademii poznańskiego Lecha obecnie nie uiszczają żadnych opłat składkowych. W nowym projekcie zostaną one wprowadzone, ale jedynie dla najmłodszych grup Akademii Dziecięcej Lecha Poznań (4-6 lat).

Poza różnymi wspominanymi w tym tekście kosztami, młodzi kandydaci na piłkarzy, uzyskują coś znacznie więcej niż rozwój i samodoskonalenie – od najmłodszych lat mają możliwość ubrania koszulki swojego ukochanego klubu i reprezentowania jego barw. Część z nich będzie rozwijać się dalej i może kiedyś, wszystkie akademie przyniosą optymalne korzyści dla całego polskiego futbolu…

Tekst ukazał się 21 sierpnia 2015. na portalu 2×45.imfo


36967

Gdy 18 lat temu panowie w garniturach przynieśli do klubu teczkę pełną pieniędzy, nikt nie spodziewał się tego, co później nastąpi – że z ligowego outsidera Wisła Kraków przerodzi się w najlepszy polski klub XXI wieku. Siedem tytułów mistrzowskich i piękne boje z Parmą, Schalke, Bazyleą czy Iraklisem zapisały już na stałe kawał historii w dziejach krakowskiego klubu. Ta piękna historia zatoczyła jednak koło. Dziś „Biała Gwiazda” nie świeci już jak dawniej, bo Tele-Foniki zwyczajnie nie stać, aby dofinansować ją kolejnymi pożyczkami. Jaki los czeka Wisłę? To zależy od wielu scenariuszy…

Finansowe imperium Cupiała, czy kolos na glinianych nogach? 

O tym, że Bogusław Cupiał do interesów to ma łeb, wiemy nie od dziś. Pierwszy biznes rozkręcał jeszcze w PRL, tuż przed transformacją ustrojową. Zaczynał od sklepów – odzieżowego, metalurgicznego, a później sprzedawał farby. Firmę życia – Tele-Fonikę założył w 1992 roku wraz z dwoma wspólnikami. Trafił w idealny okres rodzącego się w Polsce kapitalizmu. Koniunktura zapotrzebowania na kablę współkreowała biznes. Cupiał telefonizował wieś, szybciej i skuteczniej niż konkurenci, a popyt na światłowody rósł wręcz lawinowo. Skrupułów w biznesie nie miał żadnych. „Pieniądze lubią ciszę” – zwykł zawsze powtarzać. Dosyć szybko pozbył się wspólników i podkręcał tempo rozwoju firmy, wchłaniając coraz to kolejnych konkurentów z branży. Majątek zakupionej fabryki w Ożarowie Mazowieckim przeniósł do Myślenic, a sam zakład zlikwidował. Wyrzuceni na bruk pracownicy fabryki przyjechali pod jego posiadłość strajkować. Zanosiło się na lincz. Do gry włączył się nawet wicepremier JerzyHausner, przestrzegając wszystkich, którzy chcą robić interesy z myślenicką Tele-Foniką, że to firma nierzetelna i nieuczciwa.

Cupiał jednak parł naprzód. W 2005 roku, zatrudniając ponad 4000 ludzi, był już trzecim największym producentem kabli w Europie. Szybko dołączył do grona najbogatszych Polaków. Przez lata, znajdował się w ścisłej dziesiątce. W 2007 roku amerykański „Forbes” jego majątek wycenił na ponad miliard dolarów. Na fali sukcesu, dał się ponieść nadmiernemu optymizmowi. Zamiast przeznaczyć zyski na redukcję i tak już potężnego zadłużenia, zaczął inwestować w fabryki za granicą. I tutaj nastąpił punkt przełomowy. Popyt na kable spadł, rozpoczął się kryzys finansowy, a miliarder z Myślenic kompletnie nie trafił z inwestycjami. Skutkiem tej sekwencji zdarzeń, Tele-Fonice wyrósł dług w wysokości dwóch miliardów złotych. Firma straciła płynność finansową, a Cupiał zmuszony był redukować filie i etaty. Tym samym nie stać go na udzielenie Wiśle tak znaczących pożyczek, jak kiedyś…

Kłopoty Tele-Foniki odczuwał klub

Punkt przełomowy w Wiśle wiąże się bez wątpienia z erą holenderską Maaskanta i Valckxa. Wtedy co prawda „Biała Gwiazda” uzyskała rekordowe przychody, ale też poniosła największe w historii koszty ich uzyskania. Problemem okazało się to, że klub nie przygotował planu awaryjnego, na wypadek braku awansu do Ligi Mistrzów. Utrzymanie kontraktów piłkarzy w kolejnych latach zakładało wpływy do kasy klubowej od UEFA, a także zyski z biletów i pamiątek sportowych. Tego zabrakło, a w budżecie pojawiła się ogromna dziura.

Cupiał musiał raz jeszcze sięgnąć do kasy Tele-Foniki, by pożyczyć swojemu klubowi pieniądze. Inaczej Wisła byłaby bankrutem. Wedle raportu EY, na koniec 2014 roku zadłużenie „Białej Gwiazdy” wyniosło prawie 137 mln zł! Wierzycielami krakowian są głównie właściciele spółki (prawie 106 milionów zł długu „właścicielskiego”). Rosnące zobowiązania to konsekwencja trwającej już od 2011 roku niemożności osiągnięcia zysku netto – w roku 2014 strata wyniosła 5,1 milionów zł.

Szacunek za historię 

Wśród ciągłych lamentów i kreowania przez media wizerunku upadku, Wisła w ciągu 18 lat pod rządami Tele-Foniki, nigdy nie wypadła poza pierwszą ósemkę. Obecnie jest średniakiem z realnymi możliwościami walki o miejsca 3-6. Bez względu na wszystkie dalsze decyzje, Cupiałowi należy się z szacunek. Przez lata inwestował swoje pieniądze w futbol. Z przeciętnej drużyny uczynił ligowego mocarza na lata – drużynę, która dostarczyła wielu wspaniałych chwil kibicom z całej Polski. Bez niego nie byłoby żadnego triumfu. Dawał gwarant solidności, a ludzie mieli pewność, że negatywny stan rzeczy nie będzie się długo utrzymywał. Bardzo istotne, by o tym pamiętać. W końcowym rozrachunku, nie ma bowiem znaczenia ile pieniędzy się zyskało, a ile straciło. Liczy się tylko to, by zostawić świat choć odrobinę lepszym…w zakresie swojego skromnego życia.

Cupiał spełnił tę zasadę znacznie bardziej, niż kto inny związany z Wisłą…

Tekst ukazał się 16 sierpnia 2015r. na portalu 2×45.info


36683

Na papierze zdecydowanym finansowym potentatem jest warszawska Legia. Z budżetem 120 milionów, wyprzedza prawie czterokrotnie drugiego pod tym względem Lecha (35 milionów) i zadłużoną, choć wypływającą na prostą Wisłę (30 milionów). Finansowa potęga stołecznego klubu to skutek umorzenia znaczącej części długu przy odsprzedaży klubu przez ITI.

Co roku Ekstraklasa generuje bardzo przyzwoite przychody. Wedle raportu Deloitte za rok 2014 suma wpływów wszystkich szesnastu klubów wyniosła 375 mln złotych. Osiem lat temu holenderska Eredivisie biła finansowo polską ligę aż ośmiokrotnie, dziś  to już przychody jedynie pięć razy mniejsze. Chociaż do wielkiej piątki: Niemiec, Anglii, Hiszpanii, Włoch i Francji, sporo nam jeszcze brakuje, to wciąż idziemy naprzód. Rozwinęliśmy się finansowo, ale także infrastrukturalnie. Powstały piękne stadiony, bazy szkoleniowe, rośnie frekwencja na trybunach, a telewizje biją się o prawa transmisyjne. Niestety w aspekcie piłkarskim wciąż stoimy w miejscu. Na drużynę w Lidze Mistrzów Polska czeka 19 lat. I wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo poczeka.

Ubiegła dekada w polskim futbolu ligowym zostanie zapamiętana pod znakiem gigantycznej korupcji. Prokuratura postawiła ponad już ponad 520 zarzutów korupcyjnych działaczom, sędziom, piłkarzom i trenerom. To był problem systemowy, wielopłaszczyznowy. Latami liczono, komu i ile trzeba zapłacić, zamiast skupić się na pielęgnowaniu produktu. Ciężko teraz o dojrzałość, o szlifowanie jakości. W polskiej piłce brakowało ludzie mądrych i etycznych. Nawet, gdy tacy się znaleźli, to zostali wyalienowani przez funkcjonujące środowisko. Pokłosie tej patologii obserwujemy właśnie teraz, gdy polskie drużyny tak słabo radzą sobie w europejskich pucharach. To z kolei przekłada się na znikome dochody od UEFA. Nie chodzi tylko o Ligę Mistrzów, której uczestnicy w sezonie 2013/14 zarobili ponad 905 mln euro, ale także Ligę Europy, w której kluby dostały łącznie ponad 200 mln euro. I to właśnie tutaj leży przyczyna przepaści między Ekstraklasą a najsilniejszymi ligami Europy.

finanse ekstraklasy raport 2014

Na papierze zdecydowanym finansowym potentatem jest warszawska Legia. Z budżetem 120 milionów, wyprzedza prawie czterokrotnie drugiego pod tym względem Lecha (35 milionów) i zadłużoną, choć wypływającą na prostą Wisłę (30 milionów). Finansowa potęga stołecznego klubu to skutek umorzenia znaczącej części długu przy odsprzedaży klubu przez ITI.

Opublikowany przez EY raport nie pozostawia złudzeń. W roku 2014 „Wojskowi” uzyskali 115 146 000 zł. wysokości przychodu (wraz z transferami), przy dynamice 0,78%  i wskaźniku dywersyfikacji 0,26. Wpływy do klubowej kasy Legii wzrosły w roku 2014 po raz czwarty z rzędu, chociaż tym razem dynamika nie była tak spora jak w poprzednich latach. W porównaniu do roku 2013 zwiększyły się o 0,8% – z 114,3 do 115,1 mln zł. Oznacza to, że pobity został kolejny rekord. W historii polskiej ligi jeszcze żaden klub nie osiągnął takiego poziomu przychodów.

Ponad 31,5 mln zł przychodów Legii pochodziło z transmisji telewizyjnych, w tym prawie 23 mln dał udział w fazie grupowej Ligi Europy. Ponadto, po raz trzeci z rzędu Legia osiągnęła zdecydowanie najwyższe w lidze wpływy z dnia meczu. W całym roku 2014 było to 20,4 mln zł. Przychody od sponsorów i z reklamy w 2014 roku również przekroczyły wartość 20 mln zł. Natomiast wpływy z transferów wyniosły 13,3 mln zł, ale już dziś wiadomo, że w 2015 roku Legia za sprzedanych zawodników dostanie dużo więcej. Na początku 2015 roku klub sprzedał za ponad 5 mln euro Miroslava Radovicia i młodego Krystiana Bielika. W omawianym roku 2014 stołeczny klub zarobił przede wszystkim na Danielu Łukasiku (800 tys. euro). Dla przyszłości finansowej Legii w tym roku, kluczowe znaczenie będzie miał udział w fazie grupowej Ligi Europy. Jego brak spowoduje konieczność drastycznego cięcia kosztów.

Drugi w rankingu biznesowym ekstraklasy Lech Poznań, po raz pierwszy od trzech lat wyprzedził Legię. Przychody „Kolejorza” łącznie z transferami wyniosły 65,6 mln zł i były nieznacznie wyższe niż w 2013 roku (65,2 mln zł). Co prawda Legia tradycyjnie była lepsza jeżeli chodzi o wysokość przychodów, ale uzyskała niższe wskaźniki płynności, obciążenia majątku zobowiązaniami oraz dywersyfikacji przychodów. Co więcej, różnica w wysokości przychodów pomiędzy dwoma największymi klubami w Polsce przestała wreszcie rosnąć.

Lech  miał o połowę niższy koszt wynagrodzeń niż Legia. Klub ze stolicy Wielkopolski wydał na wszystkie wynagrodzenia 27,8 mln zł, a warszawianie 57,2 mln zł.  Koszty wynagrodzeń piłkarzy na każdy zdobyty punkt w przypadku Lecha wyniosły 295,4 tys. zł i był to czwarty najwyższy wynik w lidze – po Legii, Górniku i Lechii. Wpływy z dnia meczu Lecha oraz przychody z transmisji wyniosły odpowiednio 8,3 i 11,7 mln zł. Jednak z tytułu udziału w rozgrywkach UEFA przychody te były bardzo skromne i wyniosły odpowiednio 548 tys. zł i 14 tys. zł. Potwierdza się tym samym, że bez występów w fazie grupowej europejskich pucharów, polski klub – aby działać w takiej skali jak poznaniacy – musi szukać ratunku sprzedając najlepszych zawodników.

Stąd też Lech miał o 7 mln zł wyższe przychody z tytułu transferów niż druga w tej klasyfikacji Legia. Na kwotę 20,9 mln zł  w decydującej mierze złożył się transfer Łukasza Teodorczyka do Dynama Kijów. Przypomnijmy też, że w ostatnich latach budżet Lecha łatały transfery największych gwiazd tego klubu: Aleksandara Toneva do Aston Villi czy Artjomsa Rudnevsa do Hamburger SV.

Udział sponsorów i reklamy w przychodach „Kolejorza” wyniósł 26,6%. Wysokość wpływów z tytułu umów ze sponsorami i reklamy ukształtowała się na poziomie 11,9 mln zł. Udział głównego sponsora – Star-Typ Sport Sp. z o.o.  – w całkowitych przychodach Lecha to jedynie 4,7%. Wspomniane wpływy z transmisji wynoszące 11,7 mln zł to 26,2% przychodów klubu.

Klub ze stolicy Wielkopolski miał najkorzystniejszy wskaźnik dywersyfikacji przychodów w Ekstraklasie (0,26 – ex aequo z Legią), co oznacza, że jego źródła przychodów są najbardziej zrównoważone.

Natomiast wskaźnik płynności na poziomie 0,87, trzeci najwyższy po Podbeskidziu i Cracovii, świadczy o wiarygodności klubu dla partnerów biznesowych. Wskaźnik obciążenia majątku zobowiązaniami na poziomie 98,4 plasuje Lecha na czwartym miejscu w kolejności najbardziej stabilnych finansowo klubów Ekstraklasy.

Powyższe dane pokazują, że Lech jest bardzo zrównoważenie rozwijającym się klubem ze zdywersyfikowanymi źródłami przychodów i silnym zapleczem kibicowskim, które generuje, w postaci przychodów z dnia meczu 18,5% wpływów klubu. Jednak bez sukcesu na arenie międzynarodowej, nadal będzie klubem, któremu trudno wspiąć się na wyższy poziom organizacyjny, a w długim okresie także sportowy. „Kolejorz” został w pewnym sensie zmuszony przez swoich zawodników i byłych trenerów do prowadzenia polityki transferowej, której świadectwem były sprzedaż Teodorczyka, Toneva, Rudnevsa, Kriweca, Peszki czy Lewandowskiego. Jednak, aby mówić o sukcesie w Europie, czołowa drużyna Polski musi przynajmniej awansować do fazy grupowej Ligi Europy.

Tekst ukazał się 4 sierpnia 2015r. na portalu 2×45.info


36564

Przyjęło się, że polskie kluby często fundują sobie transferowe niewypały, ale w mocniejszych ligach też jest ich całe mnóstwo i to znacznie bardziej kosztownych. Wybraliśmy 10 największych wpadek.

10. Francis Jeffers – za 15 mln euro z Evertonu do Arsenalu 

Wielki transferowy kac Arsene’a Wengera i sztandarowy przykład, jakich zawodników Arsenal kupować nie powinien. Młody gracz przychodził wówczas na Highbury z przydomkiem „fox in the box”. Kibice przerobili jego pseudonim na „giraffe on roller skates in the box”. I to mówi samo za siebie. Wenger wspominał po latach: – Zastanawialiśmy się wtedy nad Van Nistelrooyem i Jeffersem. Ostatecznie wybraliśmy tego drugiego.

Można się tylko domyślić, jaką potęgą byliby ówcześni „Kanonierzy” z Holendrem w ataku. Tymczasem Jeffers pod koniec kariery nie radził sobie nawet w lidze maltańskiej…

9. Jonathan Woodgate – z Newcastle do Realu Madryt za 18 milionów euro 

Pierwsze kroki stawiał w naszpikowanym gwiazdami Leeds United, a angielscy dziennikarze wprost zachwycali się młodym i utalentowanym środkowym obrońcą. Woodgate czarował także w swoim kolejnym klubie, Newcastle United, chociaż coraz częściej trapiły go kontuzje.

Gdy latem 2004 roku zasilił ekipę „Królewskich” wprawdzie nikt nie kwestionował jego umiejętności, ale już forma fizyczna Anglika pozostawiała sporo do życzenia. W Hiszpanii Woodgate czas spędzał głównie w gabinetach lekarskich. Dla Realu rozegrał zaledwie dziewięć meczów, a następnie pożegnał się z Madrytem… Dziś powoli kończy karierę w Middlesbrough.

8. Afonso Alves – z Heerenveen do Middlesbrough za 17 mln euro 

Po udanej karierze w Szwecji, Alves przeniósł się do Holandii, gdzie strzelał jak na zawołanie. W 40 spotkaniach, w barwach SC Heerenveen zdobył 44 bramki. Po świetnym sezonie Brazylijczykiem, który otrzymał Złotego Buta dla najlepszego strzelca lig europejskich, zainteresowały się m.in.: Valencia, Ajax, Everton, Spartak Moskwa i Portsmouth. Szefowie Heerenveen pozostawali jednak nieugięci. Alves został w holenderskim zespole, ale z powodów około-sportowych, w sezonie 2007/08 pierwszy mecz rozegrał dopiero w piątej kolejce, natomiast drugie spotkanie – w siódmej. Było to niesamowite spotkanie w wykonaniu 26-letniego napastnika – strzelił aż siedem goli! Ostatecznie Heerenveen wygrało z Heracles Almelo 9:0, dwa pozostałe trafienia dołożył Gerald Sibon.

Alves trafił w końcu do Middlesbrough, gdzie został przyjęty jak bóg futbolu. I tak też się zachowywał. Emanował arogancją i butą, natomiast na boisku prezentował się bardzo przeciętnie. W 42 spotkaniach zdobył jedynie 10 bramek, a potem przez kilka lat kopał jeszcze dla Arabów…

7. Kaka – z Milanu do Realu za 68 mln euro

68 milionów euro – brzmi kosmicznie, podobnie jak zarobki samego zawodnika, niespełna 9 milionów rocznie. Sęk w tym, że płacąc taką kasę włodarze „Królewskich” sprowadzili jednego z najdroższych rezerwowych w historii. Aż chce się spytać – czy im się to opłaciło? Wprawdzie w 85 meczach zdobył 23 bramki, więc to wynik niezły jak na dżokera, jednak z roku na rok osuwał się w głąb ławki rezerwowych, by na koniec powrócić do Milanu…

6. Gianluigi Lentini – z Torino do Milanu za 18 mln euro

Miał ogromny talent, ale jego losy pokrzyżował nieszczęśliwy wypadek. Po znakomitym sezonie rozegranym w barwach Torino biły się o niego dwa wielkie kluby: Juventus i Milan. W końcu, po długiej batalii, rekordową jak na tamte czasy sumę zdecydował się zapłacić ten drugi. Sam Jan Paweł II nazwał kwotę transferu „obrazą szacunku dla ludzi pracy”. Pierwszy sezon Lentiniego był bardzo dobry. Wygrał z klubem ligę włoską, ponadto awansował do finału Ligi Mistrzów. Jednak zanim nadszedł drugi rok, skrzydłowy miał poważny wypadek samochodowy, po którym nigdy nie odzyskał pełni sprawności psycho-fizycznej. Marcel Desailly komentował to tak: „Wciąż miał te same umiejętności, ale nie potrafił korzystać z nich równie skutecznie, co dawniej”. Z roku na rok stawał się coraz mniej znaczącą postacią…

5. Gaizka Mendieta – z Valencii do Lazio za 48 mln euro

Mendieta to żywy przykład na to, że nawet najlepszym hiszpańskim piłkarzom w Serie A wiedzie się kiepsko. 48 milionów euro to pieniądze wyrzucone w błoto. Zawodnik miał poprowadzić Lazio do triumfów na europejską skalę, a w praktyce nie zawsze mógł odnaleźć się w pierwszym składzie. W zasadzie we Włoszech Hiszpan skończył poważne granie. Potem trafił do Barcelony, a następnie do Middlesbrough, gdzie rozegrał nieco ponad 30 meczów w cztery lata. Gaizkę przed Lazio uwielbiano na całym kontynencie, po złożeniu podpisu we Włoszech był jak dziecko zagubione we mgle…

4. Juan Sebastian Veron – z Lazio do Manchesteru za 28 mln funtów 

Wybitny argentyński rozgrywający przechodził do Manchesteru w glorii gwiazdy Serie A. Tempo gry na Wyspach sprawiło jednak, że popularny „La Brujita” nigdy nie pokazał pełni umiejętności, a pomysł Sir Alexa Fergusona, by to na nim oprzeć grę drugiej linii, trafił kulą w płot. Można było odnieść wrażenie, że ilekroć Veron zakładał koszulkę „Czerwonych Diabłów”, natychmiast zapominał, jak należy porządnie kopać piłkę. Tym większe było zaskoczenie, kiedy po nieudanym pobycie w ekipie „Czerwonych Diabłów”, Chelsea zdecydowała się zapłacić za niego ponad 10 milionów funtów.

3. Zlatan Ibrahimović – z Interu do Barcelony za 70 mln euro (plus Eto’o) 

To miał być ostatni element wspaniałej układanki Pepa Guardioli. Niestety okazał się niewypałem. „Ibra” wprawdzie strzelał dla „Dumy Katalonii” przepiękne bramki i bezsprzecznie udowodnił, że jest wielkim piłkarzem, ale w szatni popsuł atmosferę na tyle skutecznie, że jego koledzy błyskawicznie stracili cierpliwość. Szwed wściekał się na to, że pozostaje w cieniu Leo Messiego, bez przerwy wykłócał się z Guardiolą, a nawet nie zgadzał się na używanie klubowych Audi. Jego transfer był o tyle większą porażką, że oprócz ogromnych pieniędzy Barcelona straciła Samuela Eto’o. Ten przeszedł do Interu i stał się jedną z największych gwiazd drużyny, która wywalczyła wówczas potrójną koronę.

2. Andrij Szewczenko – z Milanu do Chelsea za 44 mln euro 

Transfer pokazujący, że jak Roman Abramowicz się na coś uprze, to klękajcie narody. Ukraińcowi dobrze było w Milanie, gdzie był żywą legendą. Niestety właściciel „The Blues”, nawet na przekór woli Jose Mourinho, zrobił wszystko, by Szewczenkę z Mediolanu wyrwać. Zaproponował mu bajoński kontrakt, który „Szewa” przyjął, aby później długi czas gnić na ławce rezerwowych. Na boisku nie umiał się odnaleźć, trybuny głównie irytował. Konsekwencją tego zakupu było trwałe połamanie kariery Szewczenki, a także pogorszenie stosunków pomiędzy Abramowiczem i Mourinho.

1. Denilson – z Sao Paulo do Betisu za 30 mln euro 

Istna przestroga dla wszystkich właścicieli klubów. Był najdroższym piłkarzem świata w momencie transferu. Zachwycił świat na Copa America w 1997 roku, gdzie porównywany był z wielkimi Garrinchą i Jairzinho. Miał poprowadzić Betis do europejskich sukcesów, tymczasem spuścił go z ligi. Wielu twierdziło, że padł ofiarą hiszpańskiego stylu gry. Jego filozofia doskonale wpisywała się w futbol południowo-amerykański, ale tutaj nikt mu nie dawał ani czasu, ani miejsca, do tego grano znacznie ostrzej, a atuty Denilsona w takich warunkach szybko zanikały. On sam się tym nie przejmował, dużo imprezował, a w wywiadach często opowiadał o swoim życiu prywatnym, zamiast  o boiskowych wyzwaniach.

Po siedmiu rozczarowujących sezonach odszedł do Bordeaux. Karierę zakończył w 2010 roku w greckiej Kavali.

Tekst ukazał się 30 lipca 2015r. na portalu 2×45.info


36413

Przygoda z piłką profesjonalnych zawodników trwa w praktyce maksymalnie 20 lat. Później gasną reflektory, wysokie przelewy przestają przychodzić na konto. W głowach każdego z nich pojawia się pytanie: co robić dalej? Aż chce się zacytować anegdotę na czasie:
– Jak żyć, premierze?
– Najlepiej krótko.

Jedni zapewne się zabezpieczyli i planowali swą przyszłość z dużym wyprzedzeniem. Drudzy dostali od klubów szansę kontynuowania kariery jako dyrektorzy sportowi bądź skauci. Inni natomiast – mówiąc wprost – obudzili się z ręką w nocniku. Wśród tysięcy kolei rzeczy, wyborów, zrodziły się zarówno pomysły kretyńskie, jak i niezwykłe -pokazujące, że nietrudno minąć się z powołaniem. O kim mowa? Zobaczcie sami.

Z czego powstałeś zależy od genetyki, w co się obrócisz, od polityki

Start w wyborach politycznych, to najskuteczniejsza droga dla sportowca, by doszczętnie w oczach kibiców zniszczyć swój wizerunek. Brutalnie przekonał się o tym chociażby Maciej Żurawski, legenda Wisły i Wybitny Reprezentant Polski. „Żuraw” – chłopak, który lubił się dobrze ubrać i wypić, nagle – nie wiedzieć za czyją namową – odkrył w sobie polityka-społecznika. Chcielibyśmy wierzyć, że było coś na rzeczy. Sęk w tym, że współcześnie polityka została zdominowana przez marketing. Próżno tam szukać prawdziwych idei, czy chęci zmian. O ile popularny w Krakowie „Magic” wciąż gra i w Porońcu Poronin strzela bramkę za bramką, o tyle Jan Tomaszewski może już tylko straszyć z koła parlamentarnego Platformy Obywatelskiej (wcześniej PiS). W zasadzie „Tomkowi” wszystko jedno, czy jest w PRON-ie, PiS-ie czy PO. Ważne, by mieć władzę i pieniądze. Czyli w zasadzie to, co jest kwintesencją polityki. Można zatem przyznać, że Tomaszewski do sejmu nadaje się idealnie. Od kilkunastu lat z roku na rok napędzał się knajacką krytyką rzeczywistości. Zawsze był wszystkiemu przeciwny. Nie mówimy, że niesłusznie. Był odbiciem potrzeb tłumu, sfrustrowanego brakiem sukcesów, niejednokrotnie żywiącego się hejtem. Obawiamy się jednak, że prawdziwym motywem krytyki była swego rodzaju frustracja. Jego koledzy z boiska dorobili się wielkich rzeczy, zajmowali wysokie stanowiska we władzach piłkarskich. Tomaszewskiemu przyszło stać z boku i przyglądać się polskiej rzeczywistości. Zdając sobie z tego sprawę, swego czasu Michał Listkiewicz zamknął mu usta posadą „Szefa Komisji ds Etyki” w PZPN. Wówczas Pan Janek nie nazywał już polskiej federacji „Przestępcami Zrzeszonymi Przeciwko Nam”. Cóż, wszak pracodawcy oczerniać nie wypada.

Grzegorz Lato przygodę z polityką skończył równie szybko, co „swój dystans na setkę”. Kandydat startujący z Koalicyjnego Komitetu Wyborczego Sojusz Lewicy Demokratycznej – Unia Pracy, po wyborze do senatu zasłynął raczej z opuszczonych posiedzeń. Tym samym dokonał zdaje się rzeczy niemożliwej – odpowiedział na fundamentalne pytanie Ferdka Kiepskiego: „jak zarobić, żeby się nie narobić”. Zresztą podobieństw między oboma panami jest więcej, niż mogłoby się zdawać.

Ostatnie wybory okazały się szczęśliwe dla Marka Citki i Dariusza Dziekanowskiego. Ponadto w politykę bawią się Jacek Chańko, Janusz Kupcewicz oraz Justin Nnorom – były gracz Lecha, który zamieszkał w Polsce.

Wszystkich połączyło jedno – w polityce wyróżnili się brakiem wyróżnień.

Nie wszyscy ludzie piłki odnieśli jednak sukces w wyborach. Po raz trzeci z rzędu fiasko w elekcji do Rady Miasta Katowice poniósł były reprezentant Polski, dawny gwiazdor GKS-u Katowice i prezes klubu z Bukowej – Jan Furtok. Zaledwie 27-letni Marek Wasiluk z list PO kandydował do Rady Miasta Białystok, ale 190 głosów nie pozwoliło mu na uzyskanie mandatu.

Cóż, jak mawiał klasyk: „Wam szczać kury prowadzić, a nie politykę robić.”
I believe I can fly 

– Bycie pilotem jest znacznie trudniejsze niż gra w piłkę. Pracujesz ciężko fizycznie jako piłkarz, ale dni sprawiają wrażenie bardzo krótkich. Podczas pracy jako pilot, bywałem w domu rzadziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Teraz kończę piąty dzień z rzędu. Wstałem o czwartej nad ranem, co jest wielką różnicą, w porównaniu do tego, jakie obowiązki miałem kiedyś – mówił swego czasu Harald Brattbakk, norweski napastnik, który w swojej karierze reprezentował takie kluby jak Rosenborg Trondheim, FC Kopenhaga czy Celtic.

Jako pilot szkolił się na Florydzie. Swoją licencję uzyskał w 2008 roku. Do 2010 roku pracował dla firmy Helitrans. Od tego czasu nieprzerwanie jest pilotem linii lotniczych Norwegian Air Shuttle…
Socrates , czyli od piłkarza do lekarza 

Socrates rozpoczynał swoją profesjonalną karierę w 1974 roku w klubie Botafogo Ribeirao Preto w stanie Sao Paulo, skąd w 1978 roku przeszedł do Corinthians Sao Paulo. Grał z opaską kapitana reprezentacji Brazylii na mundialach w 1982 i 1986 roku. Występował jeszcze we włoskiej Fiorentinie (1984-1985). Miał na koncie 60 występów w reprezentacji. Przez FIFA został uznany za jednego ze stu najwybitniejszych piłkarzy w historii futbolu. Po zakończeniu kariery został doktorem nauk medycznych, prowadził nawet praktykę lekarską w Ribeirao Preto. Był intelektualistą, ale również nałogowym palaczem i człowiekiem, grzecznie mówiąc, niewylewającym za kołnierz. Cierpiał na marskość wątroby, zmarł w wyniku wstrząsu septycznego po zakażeniu jelitowym.
Zawodnik MMA, pięściarz, czyli „chyba się kopłem w czoło” 

Czasem bywa tak, że piłkarskie korki równie dobrze można zamienić na rękawice bokserskie. Przekonał się o tym Curtis Woodhouse, były zawodnik m. in. Sheffield United i Birmingham City. Zanim zawodowo zajął się boksem, stoczył ponad sto walk ulicznych, przeważnie na tle rasowym. Początki nie należały do łatwych, a braki i ograniczenia starał się rekompensować walecznością. Ostatnią walkę stoczył 27 czerwca 2014 roku. Musiał wówczas uznać wyższość Williego Limond’a. Sympatię zyskał, gdy pewnego dnia zdenerwowany postanowił dorwać jednego ze swoich internetowych hejterów. Podobno nawet później obaj panowie spotkali się w telewizji śniadaniowej.

woodhouse

W Polsce znany wszystkim z waleczności i niewyparzonego języka Jacek „Wiśnia” Wiśniewski stoczył walkę w formule MMA na KSW 20. Od samego początku poszedł na wymianę ciosów, ale musiał uznać wyższość Kamila Walusia. W pierwszym wywiadzie po walce, z rozpędu zrugał doszczętnie sędziego, za co później przeprosił.
Szczęść Boże! 

Philip Mulryne rozegrał ponad 160 spotkań w barwach Norwich. Trafił też do reprezentacji Irlandii. Podczas sportowej kariery związany był z modelką Nicole Chapman, nie stronił od alkoholu. Kilka lat temu po raz ostatni zdecydował się na wybór, hm… klubu. Dołączył do Papieskiego Kolegium Irlandzkiego w Rzymie i tam przygotowuje się do otrzymania święceń kapłańskich, co – wedle uzyskanych informacji – planowane jest na rok 2016.

ksiadz

Przypadek Mulryne’a nie jest odosobniony. Alan Comfort, były skrzydłowy Cambridge United, Leyton Orient i Middlesbrough, po przerwaniu kariery z powodu kontuzji, wstąpił do seminarium. Obecnie jest księdzem w obrządku anglikańskim i pełni funkcję proboszcza na przedmieściach Londynu.
„Brudna robota” Pietera Schmeichela 

Któż nie pamięta znakomitego duńskiego bramkarza? Tak, tak, to właśnie ten Schmeichel po zakończeniu kariery postanowił, że jego pasją będzie telewizja. Podróżując przez kolejne kraje Starego Kontynentu – w tym również Polskę, gdzie przyglądał się pracy górników, kominiarzy oraz wypychacza zwierząt – stworzył jedyny w swoim rodzaju show, emitowany na DiscoveryChannel. Założeniem programu było skonfrontowanie prowadzącego z zadaniami, z którymi nigdy wcześniej w życiu nie miał do czynienia. Summa summarum, podczas kręcenia odcinków, musiał się zmierzyć z takimi czynnościami jak inseminacja świń, segregacja odpadów, hodowla ostryg…

schmeichel

W czymś podobnym w polskim wydaniu wziął udział bokser Przemysław Saleta.
Disco Polo 

Dwaj polscy piłkarze po zakończeniu karier postanowili zainwestować w rozwój muzyki disco polo. Cezary Kulesza – były piłkarz, a obecnie współwłaściciel Jagiellonii – sporych pieniędzy dorobił się w wytwórni Green Star, wydającej płyty popularnego zespołu Boys. Sławomir Skręta grał w latach 80. w trzecioligowym Ursusie Warszawa. Potem założył wytwórnię Blue Star, która wydała nagrania m. in.: Shazzy, Bayer Full, Milano, Akcentu i Boys.

***

Historia rozmaitych kolei losów piłkarzy jest niezwykle bogata. Nie sposób tu wymienić wszystkie zawody czy pozaboiskowe próby zarobienia pieniędzy. Część piłkarzy na dłużej zagościła w dziennikarstwie, inni wybrali show-biznes, a inni po prostu biznes. Jak chociażby  Ivan Nielsen, były zawodnik m.in. Feyenordu i PSV oraz reprezentacji Danii, po zakończeniu kariery założył firmę zajmującą się usługami hydraulicznymi. Przez lata zbudował renomę i działalność rozrosła się do sporych rozmiarów. Nie dla każdego zerwanie z piłką po karierze musi oznaczać klęskę i życiowe wypalenie.

Tekst ukazał się 24 lipca 2015r. na portalu 2×45.info


– Wiecie, kto wygrał oprócz Hiszpanów na Euro? Sprzedawcy telewizorów! – mówił w jednym z występów kabaretowych, Marcin Daniec. A w innym: – Mój kolega ma żonę Annę. Chciał jej kupić na imieniny mecz. Pół roku chodził po okręgowych związkach piłki nożnej. Tam mu mówią: – Chłopie, czyś Ty ku**a oszalał? Do 2020 roku wszystko wyprzedane! A remis? Ni ma. To wiecie, co jej kupił? Prowadzenie do przerwy!

b9cc0181d1075bcfb7b846b948d8a906

Marcin Daniec, poza sceną, to wielki kibic krakowskiej Wisły, ale wspiera też reprezentację Polski. Zresztą nie on jeden. Znani i lubiani: aktorzy, dziennikarze, prezenterzy, showmani, to poza swą, czasem mniej lub bardziej elitarną robotą, przede wszystkim normalni ludzie, którzy, tak jak inni, chodzą na trybuny i dopingują swój ulubiony zespół. Tak samo przeklinają, przeżywają emocje i krzyczą to, co każdy inny kibic. Niektórzy są jednak wyjątkowi, bowiem swą niebagatelną pasję dopiłki, okazują w sposób szczególny. Kto to taki? Zobaczcie sami!

Od Arsenalu do Juventusu – gwiazdy dopingują europejskie kluby

Na zachodzie lista znanych kibiców – wielkich klubów stale się poszerza. Kilka lat temu Usain Bolt ogłosił, że dopinguję Czerwone Diabły. To bardzo szybko podchwycił dział marketingu angielskiego klubu, który nie raz skrzętnie wykorzystał wizerunek sportowca do promocji. Z kolei jeden z najbardziej znanych koszykarzy na świecie, LeBron James, stał się kiedyś posiadaczem pakietu mniejszościowego akcji The Reds. Amerykanin nigdy nie krył się ze swoją miłością do klubu z miasta Beatles’ów i wielokrotnie – na konferencjach prasowych – pojawiał się w czerwonym trykocie swojej drużyny. Wśród innych znanych kibiców Liverpoolu znajdziemy również: Samuela L. Jacksona, Daniela Craiga, księcia Karola, Melanie Mel C Chisholm znaną ze Spice Girls czy tenisistkę Caroline Wozniacki.

37c33826ec142c48aacd38736eda0e57

Silną grupą fanów, zwłaszcza w Hollywood ma Arsenal Londyn. Kciuki za Kanonierów trzymają m.in: Jackie Chan, Robert Pattinson, Demi Moore, Keanu Reeves, Kevin Costner i Matt Damon, a z muzyków: Dido, Mick Jagger i Jay-Z oraz parę osobistości ze świata polityki – między innymi królowa Elżbieta II i książę Harry. Piękna Keira Knightley wspiera West Ham United. W ślad za nią idą: założyciel grupy Iron Maiden, Steve Harris, perkusista Nirvany oraz lider Foo Fighters Dave Grohl, piosenkarka Katy Perry wraz z mężem, komikiem Russelem Brandem, a także bokser Lennox Lewis oraz Rod Stewart. Fulham wspierają aktorzy Michael Caine oraz Hugh Grant, jak również piosenkarka Lily Allen. Upragnionego mistrzostwa Tottenhamowi życzą: Jude Law i Steve Nash, wierny Millwall pozostaje Daniel Day-Lewis, Aston Villi Tom Hanks, z kolei za Evertonem stoi murem Sylvester Stallone.

W Hiszpanii najłatwiej znaleźć fanów Barcelony i Realu. Królewskich wspiera między innymi: Julio Iglesias, Rafael Nadal, słynny tenor Placido Domingo czy były rajdowy mistrz świata, Carlos Sainz. Justin Bieber, a także Kobe Bryant są kibicami Dumy Katalonii. Podobnie jak: amerykański komik Drew Carey, były premier kraju Jose Zapatero, wybitny kolarz Miguel Indurain czy Arantxa Sanchez Vicario. Nie brakuje jednak osobowości trzymających kciuki za inne zespoły… Takie jak Atletico Madryt (bokser Manuel Calvo), Mallorcę (tenisista Carlos Moya) czy chociażby Espanyol (znany polityk Abel Matutes).

We Włoszech, przynajmniej w teorii, najbardziej medialny jest Juventus. Z klubem z Turynu utożsamiali się: Jean Alesi, Joe Calzaghe – słynny bokser niepokonany przez całą karierę, Michaił Gorbaczow, Eros Ramazotti, aktor Omar Sharif, oraz były prezydent Francji, Francois Mitterand.

Nieco równiej wszystko rozkłada się w Bundeslidze. Za Bayerem Leverkusen jednoosobowym murem stoi emerytowany już bokser Henry Maske, za Bayernem są: Boris Becker, Steffi Graf i były amerykański Sekretarz Stanu Henry Kissinger, punkowy zespół Die Toten Hosen w całości kibicuje Fortunie Dusseldorf.

A w Polsce…

Listę otwiera Olaf Lubaszenko, legendarny polski aktor i chyba jedna z najbardziej refleksyjnych postaci w polskich mediach. Na co dzień kibic warszawskiej Legii, ale prawdę mówiąc wspiera całą naszą piłkę, choć – jak sam przyznał w jedynym z wywiadów – czasem mówiąc o polskich drużynach w europejskich pucharach, to jak mówić o czeskiej marynarce wojennej… Po prostu oksymoron (epitet sprzeczny). Zaimponował niezmiernie, gdy po jednym z przegranych meczów polskiej kadry na Euro 2008, powiedział, wprost, że nie ma pretensji do polskich piłkarzy i, najwyższa pora, żebyśmy nauczyli się doceniać sam awans na wielką imprezę, który nie raz okupiony jest wielkim wysiłkiem.

Znanym i zagorzałym kibicem Wojskowych jest także Janusz Panasewicz, wokalista Lady Pank. Kiedy był dzieckiem, to w Polsce liczyły się jedynie dwa kluby: Legia i Górnik. Wybrał CWKS, a od zawsze jego bohaterem był bramkarz, Władek Grotyński – jak sam kiedyś przyznał „chłopak i do piłeczki, i do wódeczki”. Cenił też Janusza Żmijewskiego i Roberta Gadochę. Co więcej, w późniejszych czasach, przyjaźnił się z Markiem Jóźwiakiem, Tomaszem Sokołowskim i Romanem Koseckim.

Kibicami Legii są także między innymi: Łukasz Jurkowski – w przeszłości zawodnik MMA, obecnie komentator gal KSW, Kazik Staszewski, Jan Borysewicz, Cezary Pazura, czy Tomasz Lis.

Na Konwiktorską z kolei od lat chodzą wspierać Czarne Koszule między innymi Jan Englert, czy Krzysztof Ibisz. I to nawet po degradacji, którą w dramatycznych okolicznościach zafundował klubowi Ireneusz Król. Prezentera Polsatu możemy także spotkać na Stadionie Narodowym, gdy wspiera reprezentację Polski. Zresztą sport zawsze był dla niego ważny. Oprócz siłowni, codziennie stara się znaleźć przynajmniej godzinę czasu, na bieganie.

Wśród kibiców Wisły znajdziemy chociażby: siostry Radwańskie, Grzegorza Nowickiego, czy dziennikarzy TVN: Andrzeja Sołtysika, oraz Bogdana Rymanowskiego. Popularny „Sołtys” swego czasu poruszał się po siedzibie TVN w koszulce Białej Gwiazdy.

Znanym fanem Cracovii, a zarazem wykonawcą jej hymnu jest Maciej Maleńczuk.

Reprezentację Polski od zawsze wspierała Maryla Rodowicz, która skomponowała w latach 70′ kultową już piosenkę pt. „Futbol”. Kilka lat temu, podczas festiwalu w Sopocie wystąpiła w bluzkach z nazwiskami Macieja Żurawskiego i Artura Boruca – ówczesnych piłkarzy Celticu i filarów reprezentacji Polski. Lata mijają, a „królową polskiej piosenki” wciąż widujemy na meczach biało-czerwonych.

Nie tylko kibicują, ale i sami grają…

We wrześniu 1999r. powstała Reprezentacja Artystów Polskich (RAP). Towarzyszyło jej powołanie fundacji, mającej na celu niesienie pomocy dzieciom najbardziej potrzebujących. Jej prekursorami – założycielami byli: Ryszard Adamus, Piotr Kubiaczyk, Olaf Lubaszenko i Cezary Pazura. W debiucie biało-czerwoni artyści pokonali kolegów z Włoch 1:0.

Do sukcesów RAP z pewnością zaliczyć można mecze rozegrane z drużynami artystów z Rosji, Korei, Anglii oraz, tuż przed Euro 2012, spotkanie Polska – Ukraina na Stadionie Narodowym w Warszawie. Bez wątpienia największym osiągnięciem sportowym jest jednak zajęcie 6. miejsca podczas Mistrzostw Świata Artystów w Moskwie, gdzie Polacy zaprezentowali się bardzo dobrze, wygrywając trzy mecze, jeden remisując i zaledwie raz schodząc z boiska przegranym. Na drodze do medalu stanął zespól Brazylii, aktualni mistrzowie świata, choć wywalczony remis i tak miał wydźwięk sensacji. Gościnnie w Reprezentacji Artystów Polskich wystąpiły gwiazdy piłkarskie: między innymi: Dariusz Dziekanowski, Jan Tomaszewski, Cezary Kucharski, czy Mirosław Szymkowiak. Zespół mierzył się także w meczach charytatywnych z ekipą polityków i zespołami redakcji telewizyjnych.

e43b265ed4a0a1f5a639678ea6bb7636

Wśród dziennikarzy też są kibice

Janusz Atlas kiedyś mówił: – Wchodzisz do redakcji, zdejmij szalik. Z kolei Stefan Szczepłek, podczas mundialu w Brazylii zawiesił w powietrzu figurę retoryczną: czy dziennikarz może być kibicem? Dla mnie odpowiedź jest oczywista – wręcz powinien. Tylko bycie zagorzałym fanem swojego zespołu pozwala należycie oddać emocje, jakie towarzyszą wydarzeniom sportowym. I tak np. Stefan Szczepłek, Włodzimierz Szaranowicz, czy Tomasz Wołek – są fanami piłki południowoamerykańskiej, ekspert Polsatu, Wojciech Kowalczyk jest zagorzałym kibicem FC Barcelony, natomiast Mateusz Borek – Realu Madryt. Dariusz Szpakowski, tak jak i pozostali, jest od lat z reprezentacją Polski, ale widać u niego wyraźną sympatię do piłki hiszpańskiej generalnie…

***

Futbol, jako sport globalny i zarazem chyba najbardziej popularny, zrzesza wszystkich, bez względu na branżę zawodową, której się poświęcili. Wymienienie wszystkich słynnych kibiców chyba nie byłoby możliwe. Na podstawie dziesiątek źródeł powstało jednak zestawienie obejmujące tych najbardziej oddanych!

Tekst ukazał się 16 października 2014r. na portalu Onet.pl